Chemia, chemia i po chemii

Chemia, chemia i po chemii

Chemia trwała u mnie 7 dni. Ogólnie nic specjalnego, trochę zmęczenia i już. Ważne żeby pić dużo wody to jest około 3 litrów dziennie. Także dnie zlatywały na podłączaniu do kroplówek (chemii), co 5 minutowych przechadzkach do toalety i jedzeniu. W między czasie odwiedziny bliskich, telefony, rozmowy na facebook’u albo spacery po skromnym korytarzu z wieszakiem i zawieszoną na nim kroplówce. Co nawiasem mówiąc musiałoby dla ludzi „z zewnątrz” wyglądać przerażająco.

Aby rozwiać wszelkie wątpliwości: nie rzygałam, nie łaziłam po ścianach z bólu i nie, nie są to męczarnie całymi dniami w łóżku z miną umierającego. Chociaż są również takie przypadki słyszałam ,że pozostają rzadkością.

Za to gorzej po chemii

Chemia polega na wyniszczeniu złych, niedobrych komórek i wypłukaniu ich z organizmu, dlatego trzeba pić dużo wody, lecz niestety przy zabijaniu tych złych tracimy również te dobre. W następstwie spada nam odporność, leukocyty, hemoglobina wszystko leci na łeb, na szyje.

Najpierw zrobiło mi się paskudne zapalenie w buzi, o tym zostałam ostrzeżona na wejściu, ale i tak nie wiedziałam co mnie czeka. Bolało jak diabli. Przez parę dni niestety tylko papeczki, kisieleczki, sereczki i na szczęście bardzo dobre polecone przez Ole(DZIEKUJĘ) nutridrinki, które pomogły również na bóle brzucha. W 2-3 dzień zapalenia dostałam pyralginę na wieczór, ale była IMPREZA, zjadłam bezboleśnie czekoladę i nawet biszkopty w prawdzie z wody, ale nie narzekałam !

Potem do zapalenia dołączyła gorączka w nocy przebierałam się i myłam dwa razy, na szczęście rano byłam jak nowo narodzona. Na następny dzień po południu sytuacja się niestety powtórzyła, na szczęście tym razem gorączkę udało mi się zapocić w zarodku. Noc spędziłam spokojnie słodko śpiąc.

Po paru dniach laby i lenienia się, wczoraj ponownie dopadła mnie wysoka, na tyle żebym się w końcu zlękła gorączka. Po podaniu leku spadła, ale nagle zaczęły się drgawki, trzęsłam się z zimna temperatura znowu zrobiła HOPS do góry, a ja i moje łóżko wi(b)rowaliśmy w tańcu. Coś jest nie tak, więc trzeba pobrać krew. 3 pielęgniarki, parę prób i nie dużo, ale się udało. Dla tych co nie wiedzą w czasie tak wysokiej gorączki wkłucie w żyłę jest, wręcz niemożliwe. Dostałam następny lek i wszystko ustało. Zmęczona po wieczorze pełnym wrażeń, ale szczęśliwa z powrotu SUPER współlokatorki, spokojnie spać.

Dziś, chociaż dzień rozpoczął się pięknie, niestety zakończył się oddzielnym śmietnikiem.. We krwi rozwinęła się brzydka, paskudna, ble, fu bakteria. Oczywiście już się nią zajęliśmy. Ja próbuję zabić ją śmiechem, a doktorzy lekami. Myślę, że szybko zadziała !



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *