what’s up

what’s up

3 tygodnie chorowania, z czego 2 tygodnie spędzone w łóżku. Tak mnie wzięło. Gorączka, kaszel. Przez kaszel wymiotowałam, a do tego wszystkiego dostałam biegunki. Także zabawę z Tatą mieliśmy niezłą. Teraz w końcu wszystko mija i został tylko lekki kaszelek. Jednak te 2 tygodnie w łóżku i z tymi wszystkimi dolegliwościami trochę mnie wykończyły. Mnie i moją wagę, 45 to nie jest moja ulubiona liczba. Ponownie straciłam kondycje, ale na szczęście nie straciłam siły. Za to zapał poszedł się.. opalać. W środku jest mega ochota zrobienia czegoś. Jednak w praktyce leżę i błagam, żeby ktoś mnie gdzieś zabrał i spędził trochę czasu. Kurczę i zaczęłam płakać. Ostatnio przeczytałam post koleżanki „po fachu”. Cud dziewczyna RAKIETA, dosłownie. Poruszyła temat powrotu do zdrowia. Jak to jest, jak się na to przygotować. Ja byłam pewna wyjazdów, spotkań, zabawy, jedzenia. Za to od ponad 7 miesięcy siedzę w szpitalu lub w domu najczęściej sama. Nie urażając mojej Mamy, która dotychczas ze mną była, ale musiała pojechać za granicę. Teraz jej nie ma i jestem sama z Tatą, który pracuje, więc do 15 jestem sama. Wyobraźcie sobie tak dzień w dzień, po i tak długim czasie samotności. Z nadzieją na wyrwanie się z łańcuchów choroby. Dalej jesteście jak trędowaci. (Dosłownie płaczę jak bóbr to pisząc). W moim odczuciu, bo nie wiem jak to naprawdę jest. Czuję się traktowana jako niby zdrowa, ale z dystansem. Tak, jestem pod wieloma względami ograniczona, ale mogę wsiąść w taxi i pojechać na miasto. Tylko problem jest taki, że nie chce przeszkadzać, bo wiem  że trochę będę. Wiem, że ludzie mają swoje życie i tego ŻYCIA mi brakuje. Dlatego z cierpliwością czekasz, aż ktoś zauważy, że jesteś już zdrowa. Nie chodzi mi w tym tekście o zarzucanie komukolwiek, że mnie olał. Wiem, że jest wiele osób, które o mnie pamiętają. Po prostu nie mają czasu praca, jeszcze ostatnie poprawki na uczelni. Są wakacje, więc różne wyjazdy. Jednak koniec tych smutów, w końcu wszystko mija. Najważniejsze jest i tak, że moje wyniki ładnie idą w górę. Kolejna wizyta we wtorek. Będę musiała na niej pochwalić się „czymś” dosłownie, bo nie wiem co to jest. Otóż coś pokazało mi się na nodze, parę czerwonych plamek z czego jedną przyozdobił dziwny jakby pęcherzyk. Mam nadzieję, że to tylko od jakiegoś przetarcia lub uderzenia.



4 thoughts on “what’s up”

  • Trzymam kciuki za Ciebie mocno!
    Świetnie sobie radzisz ze wszystkim, aż dajesz nadzieję, kiedy w ciężkich chwilach jesteś wciąż uśmiechnięta.
    Dobrze, że wszystko idzie w dobrą stronę. To przykre, że momentami czujesz się samotna, ale na pewno masz przy sobie mnóstwo wspaniałych ludzi, którzy się martwią i czekają na Ciebie, a może czasami jeszcze nie wiedzą, że jesteś na tyle zdrowa,
    Pozdrawiam!

  • Hmm to może czas wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć zapraszać znajomych? 🙂 Nie wiem co nimi kieruje, ale może boją się, że jest jeszcze za wcześnie, że gdzieś Cię wyciągną a tu się okaże, że jednak popełnili faux pas albo co gorsza narazili Twoje zdrowie? Na pewno nie jesteś trędowata, raczej taką kruszynką, którą wszyscy boją się narazić na niebezpieczeństwo. 🙂 Ich błąd, ale któż ich nie popełnia? Nie znamy się, ale mieszkam niedaleko Lublina i bardzo chętnie wyciągnę Cię na kawę, w sierpniu zaczyna mi się trzytygodniowy urlop, więc możemy się umówić na śniadanie, w miejscu publicznym, więc nie musisz się martwić, że nieznajoma Cię porwie i sprzeda na organy. Mój mail Ci się pewnie wyświetla, więc jak coś to napisz, jak nie to spoko, nie obrażę się, jestem po prostu zawsze otwarta na nowe znajomości. 🙂 Pozdrawiam!

    • Haha nawet jakbyś chciała to tam wszystko zniszczone przez chemie, więc pewnie niewiele warte xD Napisze na pewno dziękuje bardzo ! :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *